niedziela, 21 grudnia 2014

I. "Nigdy nie przestajemy chcieć"

Brak komentarzy:
 W mojej rodzinie każdy się wyróżnia.
    Tata - rosyjski milioner, choć nie jest znany na świecie - gorzej dla niego, gdyby był - jest moim mentorem, szefem, nauczycielem oraz wsparciem. Zawsze mogę na niego liczyć, poradzić się i uzyskać wskazówki do dalszego życia. Wszystko co wiem, zawdzięczam właśnie jemu.
    Mama - Francuzka, niezbyt dobrze ją pamiętam. Spędzałyśmy mało czasu, ponieważ zwykle byłam z tatą w jego "pracy". Dużo z nim podróżowałam, więc mamę miałam jako dodatek do rodziny. Była bardzo piękną kobietą. Nie widziałam jej od trzech lat. Musiała wyjechać i nie wróciła do tej pory. Ojciec powtarzał, że zostało jej powierzone bardzo poważne i trudne zadanie, a ona musiała wykazać się odpowiedzialnością i cierpliwością, żeby je wykonać.
   Mój starszy brat - Matteo. Ma 25 lat i zachowuje się dość dziecinnie, jak na swój wiek. Uwielbia zdalnie sterowane samochody, samoloty, łódki i inne urządzenia tego typu. Gdy się spotykamy to uwielbia mnie drażnić swoimi helikopterami, które zaplątują się w moje włosy.
   Jestem również ja. Studiuję psychologię w Wielkiej Brytanii i często podróżuję.
   Ah! No i wszyscy jesteśmy złodziejami.
   Od małego uczono mnie najważniejszych sztuk przydatnych w tym haniebnym, acz ekscytującym zawodzie. Kamuflaż, tak, aby nikt mnie nie poznał. Zmienianie swojej tożsamości bez zbędnych problemów. Planowanie, żebym nigdy nie wpadła. Trzeba myśleć twardo i mieć w głowie wszystkie opcje, jakie mogą się pojawić, bo zwykle nic nie idzie tak, jak ktoś sobie zaplanował. No i przede wszystkim - działanie w terenie. Najtrudniejsza ze wszystkich dziedzin. Musimy mieć oczy dookoła głowy, pamiętać o maskowaniu śladów i szykować się na coś, czego nie przewidzieliśmy. Tutaj liczy się spryt, szybkość, inteligencja i dyskrecja.
    Jako 6 latka kradłam pluszaki moim koleżankom, a potem farbowałam je na inny kolor zwykłymi plakatówkami, żeby ich nie poznały. Zwykle uchodziło mi to na sucho, bo małe dziewczynki były zbyt głupie, żeby poznać swoje zabawki.
   Jak poszłam do szkoły publicznej wyczyniałam różne numery, ale zawsze zgrywałam niewiniątko. Przecież mała, drobna dziewczynka w dwóch kucykach koloru blond oraz o wielkich, niebieskich oczkach nie może być nicponiem! Któregoś razu ukradłam dzienniki, ale mój ojciec się o tym dowiedział - do tej pory nie wiem jakim cudem. Uznał, że to niegodne naszej rodziny, bo jesteśmy ponad takie rzeczy. Zrobiło mi się strasznie głupio i w końcu nic z nimi nie zrobiłam, a w ramach rekompensaty zaprzyjaźniłam się z najbogatszą dziewczyną z klasy (zaraz po mnie, ale nikt tego nie wiedział) i zabrałam jej całą kolekcję chińskiej porcelany, która była strasznie wartościowa i niespotykana i zmieściłam ją w plecaku szkolnym.
    Mając 15 lat przeprowadziliśmy się do Francji, do rodzinnego miasta mamy i chodziłam do szkoły prywatnej. Moi nauczyciele zadziwiająco krótko mnie uczyli, zmieniali się praktycznie co miesiąc, a każdy z nich wychodził trzaskając drzwiami i rzucając głośne "ona jest dziwna" przed wyjściem. Więc zamiast skupić się na nauce, próbowałam dokonać jakiegoś większego skoku, którym mogłabym zaimponować tacie. Pojechałam na kolonie do Paryża i tam obrabowałam bank, co jak dla nastolatki, nawet z rodziny takiej jak moja było nie lada wyzwaniem. Jednakże, poradziłam sobie lepiej, niż sądziłam. Do tej pory nie mogą doliczyć się ile pieniędzy zostało skradzione, ale przede wszystkim - kto to zrobił.
    Od roku nikt nie wie, gdzie mieszka mój ojciec, tak samo jest z mamą. Brat wynajął mieszkanie w Belgii, ale ciągle podróżuje. Jednak nadal ma czas, żeby korespondować ze mną. Doradza mi i pomaga przeżyć Czas Próby, który zbliża się wielkimi krokami.
    Każdy w dzień swoich 18 urodzin przeżywa Próbę. Dla każdego jest ona inna, z pokolenia na pokolenie coraz trudniejsza. Jedyną cechą, która łączy każdego złodzieja z rodziny Aristow jest obraz pochodzący z XVIII wieku, który musimy odnaleźć. Ojciec zabezpiecza go już dłuższy czas i znając mojego tatę nie będzie łatwo go odnaleźć. Wróć. Odnaleźć zawsze jest łatwo, trudniej będzie go przechwycić. Próba może trwać nawet kilka lat, a jedyną osobą, która zrobiła to w przeciągu miesiąca był mój brat. Nawet szybciej niż nasz ojciec.
    Obraz - w naszej rodzinie od pokoleń, pierwszy raz ukradł go mój przodek w 1795, gdy panował okres wojenny, a sztuką mało kto się interesował. Słynne malowidło, którego jeszcze nie miałam okazji zobaczyć, ale z opowieści brata wiem, że jest naprawdę wyjątkowy. Przedstawiał moją babcię* w wieku 18 lat. Podobno była piękna, a każdy mi powtarza, że jak to zobaczę to przeżyję szok.
    Sam portret jest mało ważny. Chodzi o samą historię i to co się znajduje w ramie. Mój dziadek - Pierre Aristow wykradł go, aby zwrócić uwagę młodej Perenelle, pochodzącej z bogatej, szlacheckiej rodziny. Babcia chciała odnaleźć złodzieja i uciekła z domu, wtedy poznała mojego dziadka. Od tamtej pory byli razem, rabowali innych, a wszystkie szczegóły zapisywali, a potem ukrywali w złotej ramie. Wszystkie te zasady znajdują się tam do tej pory i są wstępem do rodziny profesjonalnych złodziei.
    Przechodzi on z pokolenia na pokolenie i każdy tryumfuje, gdy obraz młodej Perenelle znajduje się w jego dłoniach. Nie patrzą na złotą ramę, kobietę na obrazie, czy nawet na drogocenne ozdoby znajdujące się na nim. Każdy chce poznać sekrety profesjonalistów z rodziny Aristow.
 I teraz przyszła kolej na mnie. Jeśli tego nie zrobię to nie mogę nazywać się Aristow. Perrie Aristow.


~*~

     Dzień moich urodzin zbliżał się nieubłaganie i nim się obejrzałam to był już 5 lipca. Wieczorem przejrzałam, czy wszystko mam przygotowane na kolejne dni. Z jednej strony byłam podekscytowana i chciałam już dostać pierwsze wskazówki, a z drugiej bałam się, że sobie z tym nie poradzę. Moje mieszkanie było przygotowane jak najlepiej i osoby, które mnie nie znały i nie wiedziały kim jestem, nie mogły się domyślić co jest w nim ukryte.

     Odsunęłam lodówkę, a w ścianie pokazała się wnęka z kilkunastoma półkami, na których były porozkładane sztuczne głowy, a na nie założone kominiarki i peruki różnych kolorów lub długości. Wyglądały jak prawdziwe, gdy je zakładałam. Ogólnie była tam kolekcja do kamuflażu. Jedna z drewnianych półek była zapełniona pudełkami z różnymi rodzajami soczewek, a kolejna natomiast zawierała koszyki z kawałkami sztucznej skóry, jakby były jakieś poważniejsze zadania, a zmiana koloru oczu lub włosów nie wystarczyłaby.
     Zasunęłam wnękę i przeszłam do kaloryfera znajdującego się w moim pokoju. Tak na prawdę była to kolejna dziura, w której trzymałam maski tlenowe, gaz usypiający, sztuczny dym i różne rzeczy potrzebne do przedostania się lub szybkiego zniknięcia. Jako, że jestem kobietą mam też jakieś uczucia, więc trzymałam tam teczkę małego złodziejaszka, którą dostałam na swoje 11 urodziny od rodziców. Były też tam białe i czarne rękawiczki oraz przyssawki. Zatrzasnęłam drzwiczki i przekręciłam termometr, który tak na prawdę był zatrzaskiem, żeby nikt nie znalazł rzeczy znajdujących się w środku.
     Rozsunęłam drzwi od mojej szafy i spojrzałam na całą kolekcję ubrań. Było tam wiele pięknych, eleganckich sukni wieczorowych, ale także zwykłych ubrań, w których na co dzień chodzę. Przesunęłam wieszaki na bok i naparłam barkiem na ściankę z tyłu. Znalazłam się w innym pomieszczeniu. Była to malutka garderoba pełna czarnych spodni i golfów. Przydadzą się, gdy przejdę do działań strategicznych. Różne rodzaje kozaków, szpilek, glanów, a nawet adidasów, które należały do moich ulubionych butów.                 Spojrzałam na toaletkę pełną kosmetyków, które mogły mi pomóc ... tak na prawdę we wszystkim. Na przykład puder maskujący ślady, klejący błyszczyk lub perfumy, które wykrywały lasery. Rozejrzałam się dookoła i westchnęłam ciężko. Byłam przerażona tym co ma się jutro stać.
     Wróciłam do nieukrytej części mieszkania i zatrzasnęłam szafę z impetem. Poszłam do salonu i klęknęłam na podłodze. Rozsunęłam dywan i pociągnęłam sznurek jednej z lampek, która uchodziła za zepsutą, gdy ktoś do mnie przychodził. W podłodze powstał niewielki otwór, gdzie trzymałam 3 segregatory z różnymi planami i wskazówkami od taty oraz brata. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam na podłodze studiując to do 2 w nocy i mimo zmęczenia pochowałam wszystko z powrotem.
     Dobry złodziej zawsze markuje wszystkie ślady. Położyłam się na kanapie i z niecierpliwością oraz strachem czekałam na wymarzony dzień.


DZIEŃ I

 Wstałam pół godziny przed budzikiem i rozejrzałam się po salonie.
         Coś było nie tak...
     Przeturlałam się po podłodze i sięgnęłam do kartki leżącej na stoliku. Na przodzie widniała moja karykatura z kieliszkiem w ręku. Uśmiechnęłam się na ten uroczy obrazek, ale po chwili zrozumiałam kto ją tu podrzucił. Otworzyłam delikatnie podarunek, a z niego wypadły różne rzeczy. Podniosłam się z ziemi i sięgnęłam po wizytówki.
    Pierwsza z nich okazała się wejściówką na bal maskowy z okazji 23 urodzin jakiegoś sławnego piosenkarza. Kolejna przydatna wskazówka to przepustka na wywiad z mężczyzną o tym samym nazwisku, co ów celebryta.
    Ojciec i syn. Aktor i wokalista. Rodzinny biznes, niczym u nas. Tylko rodzina Aristow ryzykowała znacznie więcej niż tamci, ale dużo lepiej się też bawiliśmy.
    Kolejną kartką była ulotka z promocją w ulubionej kawiarni mojego taty, a w kącie była napisana godzina. Czyli dzisiaj się z nim zobaczę, zanim będę musiała zawiesić kontakt. Całe szczęście mam jeszcze Ashtona i Demetrię, którzy z chęcią mi pomogą. Zawsze się cieszyłam, że ich mam. Od małego byli ważnymi postaciami w moim życiu. Gdzie ja tam i oni. Gdzie oni tam i ja. Nawet teraz we troje chodzimy na jedną uczelnię. Oni jako jedyni z moich znajomych wiedzą kim jestem i co mnie czeka.
    Podniosłam się i położyłam wszystko z powrotem na stoliku. Ruszyłam w kierunku korytarza z chytrym uśmiechem i oparłam się o framugę drzwi przyglądając się związanej postaci na środku przedpokoju. Zaczęłam się śmiać, a mężczyzna z trudem odwrócił się na plecy, żeby na mnie spojrzeć.
     - Myślałeś, że tatuś zostawił mnie bez żadnej opieki?- zachichotałam, pochylając się, żeby rozwiązać węzy.
     - Nienawidzę twojego ojca!- warknął Ashton powoli uwalniając się ze sznurów.- Obiecał, że nic mi się nie stanie.
     - Zmieniłam kody zaraz po tym jak tu się wprowadziłam.- mruknęłam, a chłopak wreszcie się podniósł. Stanęłam obok niego i pocałowałam w policzek.- Dzień dobry.
     - Dzień dobry.- niebieskooki mnie przytulił.- Wszystkiego najlepszego z okazji 18 urodzin.- wtuliłam się w niego jeszcze mocniej i wąchałam jego zapach, który zawsze kojarzył mi się z bezpieczeństwem. Nie ważne co robiliśmy, mogłam na nim polegać i ufać. Od niego nauczyłam się zamiłowania do motocykli oraz muzyki. Często ja, on i Demi graliśmy na gitarach i śmialiśmy się całą noc, zamiast powtarzać do egzaminów.
     - Jak długo tu leżałeś?- zapytałam śmiejąc się, a on spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami.
     - Długo, ale było bardzo wygodnie. Sznury w ogóle mnie nie uwierały, a podłoga nie była zimna. Mogłaś sobie jeszcze pospać.- odpowiedział z sarkazmem, który był dla niego jak drugi język.
     - Dobra, głodny?- zapytałam, co było pytaniem retorycznym. Ashton podbiegł do lodówki i zaczął wyjmować wszystko to co lubił, a mnie nawet nie dopuścił do głosu.
    Uśmiechnęłam się do siebie, gdy niebieskooki przygotowywał dla nas tosty z czekoladą i marmoladą. Istna bomba kaloryczna, ale cała nasza trójka to kochała. Odkąd się poznaliśmy, był to nasz przysmak, nawet mój brat uwielbiał z nami to jadać. W końcu tosty dla Demi, jako typowej Brytyjki, czekolada dla Asha, bo większość życia spędził w Niemczech oraz konfitury dla typowej Słowianki, czyli dla mnie. Urodziłam się w Rosji, ale moje dzieciństwo spędziłam podróżując. Częste nieobecności w szkole, przysparzały mi problemów. Do szkoły chodziłam w Niemczech, chociaż nawet tam nie mieszkałam, a większość z przedmiotów zaliczałam internetowo. Jednak, któregoś dnia musiałam się tam zjawić i nie żałuję tego dnia do tej pory. Poznałam tam Ashtona, który wydawał się być słodkim, nieśmiałym chłopczykiem. Myliłam się. Z pozoru niewinny chłopczyk, który siedział na korytarzu z wielką książka na każdej przerwie, mimo tych 8 lat. Jednak niebieskooki okazał się mistrzem łamigłówek, posiadał niebywały intelekt i spryt. Potrafił zachować zimną krew, czego czasem mi brakowało i zawsze trzymał głowę na karku.
    Od tamtego dnia wszędzie podróżował ze mną. Wiele razem przeszliśmy i zawsze trzymaliśmy się razem. Dorastaliśmy obok siebie, więc czasem zapominałam, że mój ami** nie jest już małym chłopczykiem, w za dużych okularkach i przydługą grzywką opadającą mu na czoło, tylko prawdziwym mężczyzną. Jest umięśniony, wysportowany i mimo, iż nie należy do najwyższych ma to swoje plusy. Może wtopić się w tłum, zmieścić w najmniejsze miejsca i nigdy się nie wyróżniał. W sumie, każdy śmieje się, z jego wzrostu, ale ja i Demetria jesteśmy niższe od niego o kilkanaście centymetrów.
          Czyżbym zapomniała wspomnieć, że oni też kradną?
     Ashton pomagał mi od pierwszego dnia w którym go poznałam, aż do teraz, gdy stoi przede mną w tych swoich obcisłych spodniach i białej koszulce, spod której wystają różnorakie tatuaże, zdobiące jego piękne ciało. Moim ulubionym był napis It Is What It Is, który miał na swojej klatce piersiowej. Zawsze przyprawiał mnie o gęsią skórkę i również teraz, gdy odwrócił się do mnie, a literki były widoczne spod T-shirtu, moje ciało przeszły dreszcze.
     - Wiesz może, czy Demetria...- nie dane było mi dokończyć, bo ktoś zaczął pukać do drzwi. Rozpoznałam charakterystyczne, donośne dudnienie i uśmiechnęłam się pod nosem. Szurając stopami po podłodze ruszyłam w kierunku, skąd dochodził hałas. Bez zahamowań otworzyłam drzwi na oścież i od razu zostałam zmiażdżona w niedźwiedzim uścisku, ledwo co oddychając.
     - Wszystkiego najlepszego! Dużo przygód, zabaw, misji, podróży, jeśli da się zwiedzić więcej państw, niż ty.- zaczęła wyliczać, a mnie powoli brakował tchu.- I przyniosłam dla nas coś do picia!- odsunęła się ode mnie, a ja nabrałam powietrza, dziękując, że mnie nie udusiła. Weszłyśmy do kuchni, a Ashton śmiał się z buzią pełną od jedzenia.
     - Czy to nasze tosty?- pisnęła Demi podlatując do niebieskookiego. Wzięła jedną ze sterty kanapek i zaczęła się nią zajadać. Podeszłam do nich i wzięłam też dla siebie jedną. Wskoczyłam na blat i patrzyłam jak moi przyjaciele wykłócają się o kolejną drobnostkę. Zawsze śmiałam się z ich zachowania, bo zawsze byli dla siebie jak rodzeństwo, ale potrafili kłócić się lepiej, niż stare, dobre małżeństwo.
    - Nie, Ashton! Jesteś gówniarzem i nie będziesz pił wina z nami.- krzyknęła Demetria pstrykając go w nos. Butelkę trzymała za sobą, a on przylgnął do niej z szerokim uśmiechem na ustach i próbował jej ją wyrwać.
     - Niedługo skończę 18 lat!- warknął, nadal się śmiejąc.
     - Niedługo?! Dopiero w święta, więc wybacz, ale mogę pójść siedzieć za upijanie nieletnich.- odskoczyła od niego i ułożyła ręce na biodrach. Niebieskooki wywrócił oczami i przyjął taką samą pozycje co o rok starsza dziewczyna.
     - Jakbyś nie miała gorszych przewinień na koncie!- pisnął. Oboje odwrócili się do mnie w tym samym czasie. Zatrzymałam rękę w połowie drogi do ust i nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wzruszyłam ramionami i odłożyłam nadgryzionego tosta na talerz. Gestem dłoni przywołałam chłopaka bliżej siebie i rozchyliłam nogi, żeby mógł się do mnie przytulić jak najmocniej. To był taki nasz zwyczaj, że on układał głowę w zagłębienie mojej szyi, a ja wkładałam dłoń w jego włosy. Zawsze wtedy chichotał, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć.
     - To miłe z twojej strony, soeur***, ale dzisiaj nikt nie będzie pił. Muszę zaraz spotkać się z tatą.- odpowiedziałam, a oboje podnieśli wzrok na mnie.
     - No tak, córusia tatusia.- zachichotała brązowooka.- Mam nadzieję, że jak będziesz przeżywała Próbę, to nie zapomnisz o swojej soeur?
     - Zamknij się Demi.- warknął Ashton, odwracając się w jej stronę.- Ona ma tylko odnaleźć ten obraz, a nie dać się przelecieć jakiemuś piosenkarzowi.- odpowiedział, ale jak Demetria upuściła butelkę z winem pożałował tych słów. Słodka, różowa ciesz rozpływała się po moich białych płytkach, szkło było wszędzie, a na samym środku podłogi powstał odprysk. Westchnęłam i popatrzyłam na moją przyjaciółkę.
     - Czemu mi nic nie mówiłaś?!- pisnęła podlatując bliżej.- Jaki piosenkarz? Przystojny? Może jednak pójdziesz z nim do łóżka?- zadawała tysiące pytań na minutę, co było dla niej typowe. Demetria... była zarazem najlepszą i najgorszą osobą, którą spotkałam w życiu. Jednak nigdy nie zamieniłabym jej na nikogo innego.
     - A pytałaś się?! Weszłaś tutaj, rzuciłaś się na mnie, potem wykłócałaś z Ashtonem, śmiałaś się ze mnie, a teraz zniszczyłaś mieszkanie!- krzyknęłam, lecz nie było to do końca szczere. Zawsze się śmiałam z tego co robi i tak było tym razem. Łatwo było wyprowadzić ją z równowagi lub wprowadzić w stan euforii. Była po prostu bipolarna^, jednak miała dobre serce. Bo wszystko co zostało skradzione, przeznaczała jako anonimowy dawca na różne inwestycje. Wspierała ludzi i nie lubiła być w cieniu, dlatego najczęściej zmieniała swój wygląd. W ciągu dnia potrafiła mieć kilka różnych kolorów włosów lub oczu. Była rok starsza od nas i od zawsze mieszkała w Wielkiej Brytanii. Jedynym miejscem, które odwiedziła poza granicami państwa była Irlandia. Jak z Ashtonem byliśmy na wycieczce z klasą poznaliśmy ją. Mieliśmy po 14 lat i zaprzyjaźniliśmy się praktycznie od razu. To taki nawyk, że złodziej potrafi poznać drugiego złodzieja, chociażby po jego ruchach. I tym właśnie dziewczyna przykuła moja uwagę. Wśród tłumu ludzi podróżujących po zapchanych ulicach Londynu, chodziła bardzo zwinnie i zgrabnie. Wiedziała, kiedy kogo ominąć, żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń.
    Rok temu przeprowadziliśmy się tu z Ashtonem i zaczęliśmy naukę na wydziale psychologii na tutejszym Uniwersytecie. Chłopak nadawał się do tego idealnie, a ja jednak czasem miałam wątpliwości i nie rozumiałam samej siebie, a co dopiero zrozumieć i doradzić innym.
     - Nie marudź, tylko opowiadaj!- wydęła dolną wargę i spojrzała się na mnie.
     - Spotkajmy się u mnie wieczorem to razem pomyślimy nad wszystkim. A teraz wybaczcie, ale muszę się szykować.- powiedziałam. Ashton odsunął się, a ja zeskoczyłam z blatu zabierając mojego niedojedzonego tosta.- No sio!- machnęłam ręką w stronę drzwi. Demi jęknęła i powoli ruszyła w kierunku wskazanym przeze mnie. Spojrzałam się na Ashtona.
     - Swojego ami też wyrzucisz?- wydął dolną wargę. Założyłam ręce na biodra i wpatrywałam się w niego intensywnie. W końcu ruszył za dziewczyną.- Demetria, czekaj!- zawołał.
     - JESZCZE RAZ NAZWIESZ MNIE DEMETRIĄ TO POWIESZĘ CIĘ ZA STOPY NAD TAMIZĄ!- krzyknęła, a po chwili usłyszałam dźwięk trzaskających drzwi. Pokręciłam głową z politowaniem i ruszyłam w stronę sypialni, żeby przygotować się do spotkania z ojcem.


~*~

    Szłam ulicą w stronę Romy i już z daleka czułam zapach włoskich ciast, które przypominały mi wakacje 2012. Spędziłam je z tatą we Włoszech i w moje urodziny przyjechał brat. Próbowałam tylu potraw i uznałam, że kuchnia włoska jest wspaniała. Odkąd tutaj mieszkam zawsze chodzę do tej kawiarni, a jak tylko widuję się z tatą, to i on tutaj przychodzi.

    Weszłam do środka i usiadłam przy oknie. W powietrzu unosił się zapach czarnej kawy, mleka i
orzechów, czyli moja ulubiona mieszanka. Zaciągnęłam się i spojrzałam po wnętrzu. Od ostatniego razu nic się nie zmieniło, oprócz kilku nowych twarzy. Wszyscy mnie tutaj znali, co było trochę nie na rękę, ale z drugiej strony ufali mi i nie musiałam się niczego bać. Wnętrze było koloru kawy z mlekiem, przy ścianie na przeciwko drzwi stał blat, pełen expresów, szafeczek, półek ze słodkościami, typowo włoskimi ciastami i kawami różnych rodzajów. Czarne, skórzane sofy idealnie kontrastowały z mlecznobiałymi stolikami, które o tej godzinie były zapełnione - każdy miał przerwę na lunch. Na ścianach były wymalowane różne cytaty związane z kawą, które czytałam za każdym razem, gdy tutaj byłam.

Wydawało się, że te nasze kawy wypijane w milczeniu z nosami przy ok­nie w kuchni nie roz­wiązują prob­lemów, ale te­raz wiem jak bar­dzo po­magały przet­rwać, po­mimo że prob­le­my po­zos­tały ...

    Nagle do budynku wszedł mężczyzna w szarym swetrze i brązowym spodniach typu sztruks. Nie wyróżniał się niczym od pozostałych klientów, no może oprócz czarnych rękawiczek. Nie wrzucały się zbytnio w oczy, ale potrafiłam zauważyć każdy szczegół. Mężczyzna ruszył w moją stronę i usiadł na przeciwko. Chwile przyglądaliśmy się sobie w ciszy, gdy w końcu zaczęłam:
    - Ładne rękawiczki.- powiedziałam, poprawiając się na krześle.
    - Ładna chusta.- odpowiedział, wysyłając mi promienny uśmiech. Dotknęłam mojej bladoróżowej apaszki, zawiązanej wokół głowy^^ i zdjęłam ją.- Dzień dobry córeczko.
    -Papa****, aż miło cię widzieć!- podniosłam się i usiadłam mu na kolanach, jakbym była małą dziewczynką. Ucałowałam jego zapyziały policzek i wtuliłam się w jego szyję.

Dla mnie jesteś jak poranna kawa - pobudzasz do życia.

    - Stres przed dzisiejszym dniem?- zapytał, a ja wróciłam na swoje stare miejsce. Nie mogłam się nacieszyć ta chwilą. Nie widzieliśmy się jakieś 4 miesiące, a i wtedy było to na prawdę krótkie spotkanie.
    - Teraz już nie.- odpowiedziałam szczerze. Młody, przystojny, zielonooki kelner podszedł do nas z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Nie wziął ze sobą karteczki do notowania, więc spojrzałam na tatę z błyskiem w oku. Pomyślał o tym samym.
    - Nazywam się Harry i jestem tu nowy, z chęcią przyjmę państwa zamówienie.- odezwał się radosnym tonem. Oblizałam usta i przyglądałam mu się uważnie.
    - Duża Latte z pianką, dwie łyżeczki cukru, mleko, również spienione, może pan posypać cynamonem.- powiedziałam uwodzicielskim tonem, a chłopak się zarumienił. Spojrzał na mojego ojca.
    - Dla mnie to samo, tylko bez cynamonu. Mam do niego wstręt. Natomiast poproszę wanilię. 

Codzien­ność białogłową budzącą ożyw­czym za­pachem ka­wy Lat­te. Poez­ja wzbo­gaco­nej nutką niepewności...

   Jak Harry odszedł, ponownie spojrzałam na tatę. Od ostatniego razu trochę schudł i porobiło mu się zmarszczek. Miałam wrażenie, że dzieję się coś złego, ale nie chciałam na razie psuć chwili.
    - Podobno dobrze sobie radziłaś.- powiedział zachrypniętym głosem.
    - Miałam dobrego nauczyciela.- położyłam dłoń na jego złączonych rękach i wysłałam pokrzepiający uśmiech. Coś było nie tak z nim, a ja to czułam w sercu. Chłopak o zielonych oczach podszedł do nas z dwoma dużymi kubkami kawy i wymieniliśmy z tatą "przerażone spojrzenia". Uśmiech zszedł z jego twarzy. Chciał o coś zapytać, ale powąchałam to i udawałam wstręt.
    - Cynamon?- jęknęłam i spojrzałam na chłopaka, a on był już załamany.
    - P-pani n-nie ch-chciała?- zaczął się jąkać.
    - No nie za bardzo przepadam, ale skoro pan już zrobił. A twoja kawa, tato jest w porządku?- spytałam z lekkim wyrzutem, a tata pokręcił głową.
    - Myślałem, ze dostanę waniliowe cappuccino, bo mam wstręt do cynamonu. Ale cóż, Latte też niech będzie.- westchnął.- Następnym razem, po prostu poprosimy kierowniczkę, żeby nam zrobiła i tyle.
    - Przepraszam! Na prawdę przepraszam! Proszę nie mówić kierowniczce, państwo są dopiero moimi pierwszymi klientami, będę już chodził z kartką, obiecuję!
    - Dobrze, dobrze. Może nam zasmakuje ta kawa.
    - Dziękuję, na prawdę dziękuję! Niech państwo nie płacą, to będzie na koszt firmy za mój błąd!- powiedział i odszedł z załamaną miną.

Życie jest jak kawa dla smakoszy; na je­go doskonały smak mu­si się składać nut­ka goryczy.

    - Wracając do naszego tematu.- zagadnął tata.- Widziałaś już te wszystkie bilety, które przyniósł ci Ashton?
    - Tak, od razu. I potem oczywiście musiałam go odwiązać, bo zapomniałeś o moich zabezpieczeniach. Lub chciałeś zapomnieć.- przymrużyłam oczy i wypiłam łyka mojej ulubionej kawy.
    - Bingo. Niech się chłopaczek pomęczy. Co o nich sądzisz? Masz jakieś pomysły?
    - Że muszę pogadać z każdym z nich osobno, ale najpierw dowiem się o nich coś więcej. I jaki mają związek z tym obrazem. Możliwe, że jak zbliżę się do niewłaściwego, to mogę zapłacić dodatkowymi miesiącami poszukiwań. Nie wiem o nich zupełnie nic, więc pierwsze co zrobię to pogadam z Demetrią. Ona ma jakieś wtyki w show biznesie... jej dawna znajoma jest gwiazdką i może od niej się coś dowiemy. Wiem, że najbliższe dni spędzę na poszukiwaniu biografii, wywiadów, piosenek.- westchnęłam i położyłam głowę na blacie.- To będzie długi tydzień.
    - Dasz sobie radę, fleurette******.- powiedział i podniósł się. Przystanął na chwilę obok mnie i pocałował mnie w czoło.
    - Może jakaś ojcowska rada?- zapytałam w nadzieją w głosie, że powie coś co poprawi mi humor.
    - Nie zbliżaj się za bardzo do tych mężczyzn!- zaśmiał się i ruszył do wyjścia. Spojrzałam na jego niedopitą kawę. Spostrzegłam małą, żółtą karteczkę przyklejoną do kubka. "Nie daj się złapać."
         - Nie dam, papo.

*babcia - chodzi o to, że to było więcej niż dwa pokolenia, ale nie będę pisała za każdym razem pra pra pra (nie wiem ile razy jeszcze pra) prababcia.
**ami - po francusku bliski przyjaciel. Czasem tym określeniem nazywano kochanka, później zrozumiecie o co mi chodziło, ale teraz wytłumaczę tylko tyle, że Perrie wplątywała do swoich wypowiedzi słówka po rosyjsku i francusku.
***soeur - po prostu siostra, po francusku. Dziewczyny są ze sobą tak blisko, jak siostry, co często zdarza się u przyjaciółek.
**** papa - tego chyba nie muszę tłumaczyć. dodam, ze po francusku i rosyjsku znaczy to samo.
*****fleurette - kwiatuszek c: 

^bipolarna - szybko zmienia nastroje, nawet bez powodu
^^ apaszka >>klik<<



KILKA SŁÓW OD AUTORKI!

MAM NADZIEJĘ, ŻE WAM PRZYPADNIE DO GUSTU TO OPOWIADANIE C: JAK BĘDZIE SZABLON TO POROBIĘ WSZYSTKIE STRONY (INFORMOWANI, ZWIASTUN, OPIS, INFO ITD.), A NA RAZIE MOŻECIE ZAPOZNAĆ SIĘ Z BOHATERAMI!
ROZDZIAŁY BĘDĄ OKOŁO RAZ W MIESIĄCU.
MIŁO, JAKBYŚCIE ZOSTAWILI PO SOBIE JAKIŚ ŚLAD XX 
Maddy xx
MACIE TEŻ PARĘ ODNOŚNICZKÓW ODE MNIE, BETKI XD GWIAZDKOWANE SĄ OD MADDY, STRZAŁECZKOWE ODE MNIE. MIŁEGO CZYTANIA X



Luśka :3